sobota, 11 stycznia 2014
17. Rozdział siedemnasty
"Nieraz odrobina radości, wystarczy na rozwiązanie wielu problemów."
24 grudnia. Wigilia Bożego Narodzenia. Moje urodziny. Kto by pomyślał, że tak szybko to zleci? Doskonale pamiętałem ostatnie święta spędzone w Doncaster. Może nie były najlepsze, bo próbowałem pozbierać się po złamanym sercu, ale i tak były przepełnione magią i ciepłem rodzinnym.
Tym razem Boże Narodzenie miało być jeszcze bardziej wyjątkowe. Głównie ze względu na Harry'ego, który mi towarzyszył, ale też dlatego, że to moje ostatnie święta.
Siedzieliśmy w samochodzie Lottie, który pękał w szwach od wszystkich rzeczy, które zabraliśmy. Nie wiem skąd tyle się ich wzięło, skoro wyjeżdżaliśmy tylko na kilka dni. Charlotte prowadziła auto skupiona na drodze, a ja i Harry zajęliśmy miejsca z tyłu. Moja głowa leżała na ramieniu chłopaka, kiedy patrzyłam przez szybę na formujący się przed nami sznur samochodów. Staliśmy po środku olbrzymiego korka i nie zapowiadało się na to, żebyśmy byli w domu przed zapadnięciem zmroku.
- Louis, wziąłeś leki? Przez ten pośpiech dziś zapomniałam cię przypilnować - zagadnęła Lottie.
- Tak, tak. Jasne - skłamałem gładko.
Nie brałem leków już od trzech dni. Oczywiście nikt o tym nie wiedział i nie miał się dowiedzieć. Nie chciałem w święta męczyć siebie, ani rodziny. Poza tym, nie mógłbym pozwolić patrzeć dziewczynkom, na to w jak złym stanie jestem. To był ostatni raz kiedy mnie zobaczą, więc chciałbym, żeby zapamiętały mnie jako uśmiechniętego i żywego, a nie jako rzygającego zombie.
Dzień przed wyjazdem byłem u doktora Turnera. Tak, jak przypuszczał - organizm odrzucał tabletki, ale lekarz i tak kazał mi je przyjmować, dla poprawy stanu mojego zdrowia, co było czystym idiotyzmem, bo czułem się po nich o wiele gorzej. Przytaknąłem, więc głową pozwalając jego słowom polecieć w zapomnienie.
- Lou, śpisz? - poczułem na policzku ciepły oddech Harry'ego.
- Nie - odparłem unosząc kąciki ust do góry.
Brunet skinął głową i również się uśmiechnął. Chwycił jedną z moich dłoni zaczynając rysować jakieś wzroki na jej wnętrzu. Zaśmiałem się i szturchnąłem chłopaka w ramię.
- To łaskocze - zachichotałem. - Przestań.
Nie przestał, ale wziął moją drugą rękę i robił z nią to samo, a ja nie mogłem się uwolnić i zacząłem piszczeć i śmiać się na przemian.
- Chłopaki - Lottie odchrząknęła. - Nie mam nic przeciwko waszym czułościom, ale proszę nie w moim autku.
Zastygliśmy w bezruchu, a gdy dotarło do nas o co chodziło dziewczynie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
*
Poczułem coś mokrego i ciepłego na policzku. Nie budźcie mnie! Zaraz potem ktoś lekko szturchnął mnie w ramię. Nawet się nie ważcie! Jęknąłem niezadowolony i próbowałem być niewzruszony, nadal chrapiąc w samochodzie. Jednak gdy po chwili ktoś wskoczył mi na kolana, a do moich uszu dotarł dziewczęcy pisk musiałem otworzyć oczy.
- Lou, jesteś! - Daisy siedziała na mnie okrakiem, a jej małe rączki owinęły się wokół mojej szyi.
Nie mogłem się nie uśmiechnąć widząc jej radosną twarz.
- Daisy - mruknąłem nadal śpiącym, ale zadowolonym głosem. - Jak się ma moja ulubiona siostrzyczka?
- Ja jestem twoją ulubioną siostrą, Lou - dotarł do mnie oburzony głos Pheobe, a po chwili ona też siedziała w samochodzie z naburmuszonym wyrazem twarzy.
- Obie jesteście moimi ulubionymi siostrami, dobrze? - pocałowałem je w czółko, po czym zacząłem odpowiadać na ich niekończące się pytania.
Już zapomniałem jakie to niesamowite uczucie być w domu i móc spędzać czas z tymi uroczymi dzieciakami. Zdecydowanie były najpiękniejszą częścią mojego życia. Patrząc na nie, radość wypełniała mnie od środka. Były takie niewinne i pełne życia... chyba powinienem brać od nich przykład.
- Dziewczynki, zejdźcie z Louisa. On jest chory, nie może się męczyć- nagle w aucie pojawiła się Lottie i wymownie spojrzała na bliźniaczki.
- Nie przesadzaj... - przewróciłem oczami. - One nigdy mnie nie zmęczą - pogłaskałem Daisy po głowie.
- Lou, na co jesteś chory? - blondynki podniosły na mnie swoje oczy pełne zmartwienia.
Zaśmiałem się.
- To nic poważnego, nie musicie się martwić. A teraz chodźcie już, musimy przywitać się z resztą. Poza tym nie sądzę, żeby mama był zadowolona z tego, że wybiegłyście z mieszkania bez kurtek.
Obie skinęły głowami i wyskoczyły z samochodu. Sam też jakoś wygramoliłem się z siedzenia, ale podczas wstawania poczułem lekki zawroty głowy. O, zgrozo!
- Pozwoli pan, że pomogę - Harry stał przy drzwiach z dłonią wyciągniętą w moją stronę i udawał głos szofera.
Zachichotałem, korzystając z pomocy chłopaka. Kiedy już stałem na własnych nogach zatrzepotałem rzęsami i piskliwym głosem odparłem.
- Och dziękuję, jakiż z pana dżentelmen.
Harry pokręcił głową z rozbawieniem i chwycił mnie pod ramię.
- Masz bardzo urocze siostry. Chyba wiem, po kim odziedziczyły ten urok - powiedział Harry, kiedy szliśmy do drzwi domu.
- No ba - udałem, że strzepuję w ramion niewidzialny pyłek.
- Miałem na myśli Lottie... - zagruchał Styles, ale przymknął się kiedy uderzyłem go w brzuch.
- Jesteś taki bezczelny - fuknąłem.
- Kochasz to, Królewno - puścił mi oczko, a ja nie zdążyłem wymyślić żadnej ciętej riposty, bo stanęliśmy przed wejściem, a mama otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem.
- Wchodźcie, wchodźcie - zaprosiła nas do środka.
- Jak dobrze cię widzieć, synku - kobieta od razu zagarnęła mnie do uścisku i wycałowała porządnie.
- Też tęskniłem, mamo - odpowiedziałem próbując zapamiętać te chwile jak najdłużej. - Dobrze wyglądasz.
Jay uśmiechnęła się dziękując za komplement, po czym przeniosła wzrok na Harry'ego stojącego za mną. Przygryzał nerwowo wargę, a cała jego pewność siebie uleciała w jednym momencie. Ach, ten Styles... Był bardziej zmienny niż pogoda w Londynie.
- Mamo - wyręczyłem chłopaka. - To jest Harry, mój przyjaciel.
- Dzień dobry - uniósł do góry kąciki swoich ust. - Miło mi poznać.
- Nawzajem - odparła moja rodzicielka. - Niech no cię wyściskam.
I nie ostrzegając mocno przytuliła bruneta. Ten przez chwilę stał spięty, ale potem rozluźnił się i odwzajemnił gest, a uśmiech na jego twarzy się poszerzył.
- Cieszę się, że przyjąłeś zaproszenie Louisa. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił - powiedziała na co Harry przytaknął głową. - No dobrze, to rozbierzcie się chłopcy. Mark wniósł już wasze bagaże na górę. Louis, zaprowadzisz Harry'ego do waszego pokoju, prawda? Zejdźcie zaraz na dół, reszta na pewno chce się jeszcze z wami przywitać.
- Jasne mamo, dziękuję - jeszcze raz pocałowałem kobietę, po czym zdjąłem swoją kurtkę.
Nie obyło się bez pomocy Harry'ego, ale w końcu zaszliśmy na górę. Uśmiechnąłem się szeroko przekraczając próg swojego pokoju. Nic się nie zmieniło. Te same niebieskie ściany poobklejane plakatami klubów piłkarskich, ten sam regał zapełniony książkami, medalami i innymi drobiazgami i to samo łóżko. Dodatkowo na podłodze leżał też materac, przeznaczony dla Harry'ego.
- To nie problem z tym materacem? - zapytałem odwracając się do Kędzierzawego, który teraz studiował wzrokiem moją biblioteczkę.
- Co? Pewnie, że nie - odparł. - Fajny pokój.
- Ta, kocham go - westchnąłem i opadłem na łóżko, które zaskrzypiało cicho pod moim ciężarem. - Tyle wspomnień...
Chłopak podszedł do mnie i zajął miejsce obok.
- Z pewnością. Wiesz, zazdroszczę ci. Zawsze marzyłem o takiej dużej rodzinie.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- To świetna sprawa. Z tyloma siostrami nigdy nie można się nudzić. Czekają nas szalone święta - opowiadałem entuzjastycznie. - Musisz jeszcze poznać mojego ojczyma i Fizzy.
- Już nie mogę się doczekać - odparł szczerze.
- No co to? Chodźmy na dół - klasnąłem w dłonie.
Kiedy zeszliśmy na dół, w całym domu było zaskakująco cicho. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się co to znaczy. Razem z Harrym skierowaliśmy się do salonu. Stanąwszy w progu zza kanapy wyskoczyła cała moja rodzina i razem z Harrym krzyknęli chórem "Wszystkiego najlepszego, Louis". Jakby tego było mało, z kuchni wymaszerowali Liam, Zayn i Niall trzymając w rękach mnóstwo kolorowych balonów.
- Jesteście nieobliczalni, naprawdę - zawołałem nawet nie próbując ukryć łez. - Kocham was!
- My ciebie też, Lou! - zawołała Pheobe i razem z Daisy oraz Fizzy jako pierwsze przybiegły mnie przytulić.
Po chwili dołączyła do nich reszta i każdy po kolei zaczął składać mi życzenia. Dziewczynki podarowały mi laurki i ramkę ze zdjęciem całej naszej rodziny, od chłopaków dostałem ogromne pudło oklejone papierem ozdobnym, Lottie wręczyła mi małe opakowanie z również nieznaną zawartością, a rodzice podarowali mi zegarek oraz 'coś specjalnego'. Cały czas płakałem, marząc się jak jakaś nastolatka, ale było to ostatnia rzecz, którą się przejmowałem. Byłem tutaj, z rodziną, przyjaciółmi i Harrym spędzając najpiękniejsze chwile swojego życia.
- No to teraz, pora na tort, jubilacie - ogłosiła uroczyście moja mama i w tym samym momencie wszedł Mark niosąc pięknie przyozdobiony tort z palącymi się świeczkami.
Każdy zaczął śpiewać "sto lat", a ja rozkleiłem się chyba po raz setny, tego dnia. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby ten dzień trwał całą wieczność...
~*~
Jestem na siebie strasznie zła, bo publikuję tak nudny i krótki rozdział. Jednak nie chciałam, żebyście musieli czekać. Gdybym nie napisała tego dzisiaj, to czekalibyście na nowy rozdział aż do przyszłego weekendu, bo niestety mam teraz taki zapieprz w szkole, że nie pamiętam jak się nazywam. Rozdział ma mnóstwo błędów i wgl szkoda gadać, ale nie chcę też żebyście czekali nie wiadomo ile.
Dlaczego jest tak mało komentarzy? To przez te beznadziejne rozdziały? Ok, jestem w stanie to zrozumieć, ale uwierzcie mi, że o wiele łatwiej jest się zmotywować jeśli wiesz, że masz dla kogo pisać. Błagam Was, napisanie dwóch słów zajmuje tylko chwilę, możecie tyle czasu poświęcić dla mnie? :)
ilysm, Klaudia x
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Booże dziewczyno to było genialne !! :'))
OdpowiedzUsuńRadosny Lou to jest coś :3
Co tam, że krótki.. Fajny jest i tyle :D
Czekam na następny :>
@luvmynarrehh
Kochana rozdział jest idealny! Nie w każdym jest tak szczęśliwy. Krótki? Dla mnie w sam raz! Czekam na następny ;) - Little69_
OdpowiedzUsuńjeny to wszystko jest takie, fajne, kolorowe... rodzina, harry, przyjaciele, ale tak naprawdę lou jest przekonany, że są to jego ostatnie święta i ja po prostu wymiękam... uwielbiam Twoje opowiadanie i jak tylko widzę powiadomienie o nowym rozdzile to poprawia mi się humor:)) wiem co czujesz ze szkołą, z resztą teraz chyba wszyscy mają cały czas testy i jakieś duperele, ja osobiście mam jeszcze treningi i po prostu wymiękam... więc dodawaj rodziały wtedy jidy będziesz uważała, że są dobre, nie ma sensu pisać na siłę, bo później staje się to kolejnym obowiązkiem do wykonania a nie przyjemnością, btw życzę weny, trzymaj się w szkole @iron_zayn
OdpowiedzUsuńRozdzial jest naprawdę okey,i dobrze,ze wstawiasz mimo dlugosci.Wiadomo szkola najwazniejsza,a ty i tak starasz sie wyrobic z rozdzialami.Jest dość lekki i milo sie go czyta,mimo kilku błędów.Nadal jestem ciekawa co stanie sie z Louisem,bo mam wrażenie,ze,pod sam koniec jakims cudem przeżyje,ale ty wiesz co tam będzie najlepiej ;).Lubie twój styl pisania,który jest naprawdę lekki.Wszystko jest zrozumiale i uwielbiam czytac to opowiadanie,po męczącym dniu.Do tego podoba mi sie 'słodkość' tego ff,tak jak w tym rozdziale.Takze,mily i mimo bledow,także skladniowych wole szczerze przeczytać go teraz,niż za x czasu poprawiony.Poza tym nikt nie jest maszyna.Życze mniejszego zapierdolu w szkole i weny i oczywiscie czekam na kolejny rozdzial ;) - KaroKa1D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się :)
OdpowiedzUsuńNawet bardzo, natomiast jest to troszeczkę przewidywalne, ale rozumiem, szkoła jest ważna ;)
Czekam na następny!
Nie powiedzialabym ze rozdzial jest tak idealny jak inne ale nie jestvyaki zly jak mowisz ;) Harry i Loubw samochodzie sjjsjshsjs powodzenia w szkole :) @Pierogidlamiley
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podoba, ma taki miły, świąteczny klimat. Rozumiem cię, ja ostatnio też mam mnóstwo lekcji na głowie i brakuje mi czasu na cokolwiek innego. Uwielbiam czytać twoje opowiadanie, zawsze poprawia mi humor :) Życzę ci duuużo weny i wolnego czasu na pisanie rozdziałów
OdpowiedzUsuń@pizzafordean
Jest świetny! Czekam na to, aż Lou zbliży się jeszcze bardziej do Harry'ego. Nie mogę doczekać się następnego ;) x
OdpowiedzUsuńJest niesamowity :) nie przejmuj sie, jestesmy tu i wspieramu cie ;)
OdpowiedzUsuń@Agata_Tomasz
Roździał jest świetny. Chciałabym, żeby było więcej Larrego :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny xx
świetnie piszesz kochana, kocham twój styl xxx
OdpowiedzUsuńJest świetny :)
OdpowiedzUsuńowwwwwww
OdpowiedzUsuńRozdział wcale nie nudny a wręcz przyjemny. Wiadomo magia świąt!
OdpowiedzUsuńMartwi mnie jedynie że Lou odstawił leki.
Mam nadzieję, że szybko ogarniesz rzeczy związane ze szkołą ;)
Chcę Ci powiedzieć, że jest to jedno z niewielu opowiadań, które czytam na bieżąco i naprawdę uwielbiam ♥ xx.
@Best_CrazyMOFO
Sagsjakavhadhalak mi sie podoobaaa *-* ciekawe jaki prezeent da mu Harry <3 czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem rozdział wcale nie jest nudny, jest cudowny. Taki uroczy i klimatyczny. Louis i Harry pasują do siebie idealnie. Martwi mnie to, że Louis nie bierze leków. Niby rozumiem go, że nie chce martwi,c rodziny w święta, nie chce się pokazywać w złym stanie i tak dalej, ale co będzie, jeśli wyląduje w szpitalu właśnie w święta? To byłoby jeszcze gorsze. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
OdpowiedzUsuńJejku, ta urodzinowa niespodzianka była strzałem w dziesiątkę! Nie dziwię się, że Louis się wzruszył. W końcu to jego ostatnie urodziny i święta, więc ma do tego pełne prawo. Jestem ciekawa co Lou dostanie o Harry`ego. Na pewno cos cudownego!<3
Czekam na nastepny i życzę masy weny!
zajebiste *--* ~ @cool_boo_bear
OdpowiedzUsuńomg, piszesz świetnie!
OdpowiedzUsuń@luvmypayno
Kocham Kocham Kocham!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny!!!! ♥
Jezu, jak zobaczyłam, że jest 17 rozdział, zaczęłam płakać, bo czekałam na niego tak długo! Szkoda, że taki krótki, ale bardzo ciekawy, wspaniały. <3 Czekam na kolejny rozdział, aww, nie potrafię żyć bez Twojego bloga! <33
OdpowiedzUsuń